piątek, 6 kwietnia 2012

Rozmowa z aniołem


-Uratuj mnie. Przecież jesteś aniołem. Potrafisz mnie uratować, podnieść moją głowę do góry spowrotem, tak jak to bywało wcześniej. Potrafisz zmiażdzyć lęk i w jego miejsce zasiać szczęście. Potrafisz zniszczyć to zło, które we mnie rośnie, które wrasta w moją duszę, przez które nie potrafię żyć. Uratuj mnie.
-Nie płacz proszę. - Odpowiedział anioł, chwytając jej głowę w dłonie. Jej oczy były szklane, ciało kruche, przypominała szklaną konstrukcję, piękną, ale tak łatwą do zniszczenia. - Pomogę Ci, ale sam potrzebuję pomocy.-Powiedział spokojnie, cicho, wpatrując się w nią. Wyrwała się z uścisku, podeszła do okna. Jesień. Wiatr pozrywał już dawno liście, a świat był przesiąknięty melancholią i szarością.
-Pomocy? Ty? Anioł potrzebuje pomocy?-Zaśmiała się chłodno i ironicznie. Zwróciła twarz w jego stronę, obserwując go. Był zwyczajny. Nudnie zwyczajny. Zero nadzwyczajności, która powinna opisywać anioły. Zero piękna. Oschła prostota.-Jakiej pomocy?
-Twojej.-Uśmiechnął się, budząc w niej irytację.
-Mojej? Jak to mojej? Jak mam Ci pomóc? Nie widzisz, że nie potrafię pomóc samej sobie?
-Potrafisz.-Podszedł bliżej. Usiadł na parapecie.-Przestań się niszczyć.
-A ty przestań dawać mi proste rady! Gdybym potrzebowała prostych rad to zamiast ciebie wezwałabym do siebie psychologa, matkę, albo kogokolwiek. Przestań i mi pomóż, do cholery! SŁYSZYSZ?!
-Nie krzycz. Proszę.-Obserwował świat za oknem. Świat, który oczekiwał na zmrożenie i kolejny etap. Przepiękny chłód, płaczące niebo o szarej barwie. Odnajdywał w tym pewien rodzaj cudowności.-Nie jestem wszechmocnym Bogiem, tylko aniołem, który może Ci wskazać właściwą drogę. Ty jesteś jak ta jesień. Oczekujesz zmiany, która z początku będzie chłodna i mrążąca. Będzie mimo wszystko wspaniała. Potem przyjdzie następna. Radosna.-Parsknęła z dezaprobatą.-Możesz mi nie wierzyć, ale to wszystko jest w Tobie. Walka, którą toczysz może być zwycięska.
-Niby jak? Powiedz mi chociaż to.
-Jeśli dasz sobie wygrać będziesz na szczycie. Uwierz.-Odwróciła się, a jego już nie było. Białe, delikatne piórko zostało w miejscu, na którym siedział. Złapała je w palce. Była rozbita, nie wiedziała, jak powinnien wyglądać następny krok, który dokona. A musiała go dokonać.
Jest jak jesień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz