wtorek, 6 marca 2012

Lek na pech

Wszystkie historie o księżniczkach zaczynają się w ten sam sposób - za górami, za lasami... I owszem. Za "górami", a konkretnie dwoma pagórkami, które przypominały wysypisko śmieci i "lasem", czyli trzema krzywymi brzozami i brzydką topolą żyła księżniczka. Z jej zamku oblatywał miejscami tynk, a damy dworu dawno zamieniły wytworne suknie na praktyczny casual outfit, wachlarze na nowoczesne telefony komórkowe.
Sama księżniczka była przeciwieństwem ideału, nie tryskała energią, nie zachwycała również wokalnym talentem, dzielonym z kanarkami. Lustro w jej komnacie, wiecznie zabałaganionej dzięki złośliwej służbie, której pasją było robienie księżniczce psikusów, nie wykrzykiwało "ah, jesteś najpiękniejsza w świecie", a raczej chłodno kwitowało jej niedoskonałości : "Te kolczyki Ci nie pasują", "Masz okropnie krzywy kok!", "Co to za pryszcz na nosie? Matko! Zaraz wybuchnie", "Nie trzeba było jeść tego ciastka, widzisz tą fałdę na brzuchu?", itd, itd...
Trudno było się dziwić, że niemalże granatowe oczy królewny nie były pogodne.
Król i Królowa również pozostawiali wiele do życzenia. Król był nieustannie zajęty "ważnymi sprawami" i nie miał czasu na książęce "fibz-du", jak to sam nazywał. Królowa musiała promować królestwo i dobrze wyglądać, żeby cała praca nie poszła na marne i nie zginęła w tym "okropnie fantastycznie zmodernizowanym świecie".
Księżniczka nie posiadała również prawdziwych przyjaciół. Oczywiście przewijały się królewny z sąsiednich królestw i liczne dworzanki, ale albo były ociekające złośliwością i ich ukochanym zajęciem było podawanie Lustru nowych propozycji, albo były śliskie od wazeliny i zachwycały się nawet tym, że z królewskich ust wydobyło się słowo takie jak "gówno".
Książę z bajki również się nie pojawiał. Ani na białym rumaku, ani w nowym sportowym aucie. Fakt faktem, przewinęło się kilku "nawet przystojnych", ale wszyscy raczej kochali się mocniej w uroku jej matki lub najnowszej konsoli, która stała w gościnnym pokoju.
Jednakże królewna we wszystkim tym znalazła sobie małą ucieczkę i radość - kiedy czuła się już naprawdę źle to wyjmowała z nocnego stolika szklaną, kryształową szkatułę, brała białą kartkę, pędzel i farby, a sama zakładała prostą białą sukienkę. Szła wtedy do różanego ogrodu, kładła na ziemi obok huśtawki wszystko, prócz szkatuły. Siadała na huśtawce, ze szkatułą na kolanach i wyciągała z niej "lek na pech". Był to złocisty proszek, który wysypywała sobie na dłoń i dmuchała tak długo, aż obsypał wszystko wokoło.
Kiedy opadał, świat stawał się nienaturalnie piękny. Królewna zdejmowała wtedy maskę z twarzy i czuła się prawdziwa i realna. Swobodna.
Chodziła boso po trawniku, malowała sobie po sukni to, co chciała, a na białej kartce zapisywała marzenia. Ciągle te same: uciec stąd, być sobą, czuć się szczęśliwą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz